sobota, 19 grudnia 2009

1. Pierwszy taki raz...

Pewien zimowy wieczór, a dokładniej gorący wieczór kawalerski najlepszego przyjaciela.
Odbywał się on w jego wynajętym na czas studiów mieszkaniu. Oczywiście punktem głównym programu była wódka, a drugim, obowiązkowym i wyczekiwanym przez wszystkich wydarzeniem, miał być występ striptizerki.
Jej pseudonim artystyczny brzmiał "Kasia". Przybyła w towarzystwie dobrze zbudowanego dżentelmena, który czekał przed drzwiami. Po tańcu, który wzbudził wielkie emocje, opisała w kilku słowach gdzie pracuje, i że nie tylko na taniec można tam liczyć.
Po krótkiej dyskusji załadowaliśmy się do trzech taksówek, gdzie dowiedzieliśmy się, że na podwiezieniu nas do owego "klubu nocnego" taksówkarze skorzystają dodatkowo na mocy umowy z właścicielem tego przybytku.
Na miejscu zastaliśmy zwykłą knajpę ze stolikami, wyróżniał się jedynie bramkarz w drzwiach i rurka w rogu, na której co jakiś czas pokręciła się jedna z pań, co wyglądało, jakby każda miała określony czas dyżurowania.
Po zajęciu przez nas miejsc przy stolikach dosiadły się do nas owe panie. Dowiedzieliśmy się ile kosztuje piwo, ile szampan (nasze towarzyszki dostają premię za namówienie klienta na szampana). Zamówiliśmy po piwie (10zł) i wypytaliśmy o rzeczy takie jak: co tu można robić, ile zarabiają, czy to im się podoba. Dziewczyna z którą rozmawiałem powiedziała, że dla rodziców i znajomych pracuje jako barmanka. Ale jako barmanka nie zarobiłaby 3-4 tys. zł. No i o czym tu rozmawiać z prostytutkami kiedy nie ma się zamiaru korzystać z ich usług.
I wtedy stało się. Zobaczyłem dziewczynę swoich marzeń. A w zasadzie bardzo do niej podobną. Tamta na pewno nie pracowała w tym zawodzie.
Ta twarz i figura kilka lat temu tak wryła mi się w pamięć, że nie mogłem o niej zapomnieć. A tu proszę, bliźniaczka. Niewiele niższa ode mnie, szczuplutka, 19-20 lat, ciemna blondynka z jasnymi pasemkami.
Decyzja zajęła mi 5, może 10 sekund, wliczając w to czas na sprawdzenie zawartości portfela. Akurat miałem 150zł, co dawało mi stuprocentową szansę na pół godziny rozkoszy, bez zbędnych rozmów, randek, starania się, bólu i rozczarowań, gdyby okazało się, że wybranka pragnie pozostać dziewicą do 30 roku życia. A owszem, takie doświadczenia przyniosło mi życie.
Nawiasem mówiąc, sięgając po portfel podjąłem równocześnie decyzję o ostatecznym zerwaniu z Anią. Wprawdzie decyzja ta została już podjęta, to jednak była ona w formie "może tak będzie najlepiej dla nas obojga, zastanówmy się nad tym...", a impreza kawalerska była dla mnie także okazją do odreagowania. Otwierając portfel pomyślałem jeszcze o trzech zmarnowanych latach, ale o tym w skrócie napiszę innym razem.

- Cześć - powiedziałem, nachylając się nad nią. Z niechęcią oderwała wzrok od dobrze ubranego faceta z którym rozmawiała.
- Jestem zajęta.
- Idziemy na górę?
- Aaa, jasne!

"Góra" okazała się jednym z kilku bajecznie urządzonych pokoików z łożem w kształcie serca, delikatnym czerwonym oświetleniem, schludnym prysznicem we wnęce.
Przyznaję, czułem się nieco skrępowany, nigdy wcześniej nie płaciłem za seks, nigdy też nie robiłem tego bez jakichkolwiek uczuć wiążących mnie z partnerką. Ale alkohol we krwi zrobił swoje i już wkrótce siedziałem z nią w łóżku głaszcząc jej idealne, mieszczące się w dłoniach piersi, kształtne pośladki, i tracąc cenne chwile na rozmowę. Ale było mi bardzo miło.
Sam seks też był niczego sobie, alkohol wydłużył spotkanie, które ze względu na moje zauroczenie tą osobą, jak i podnieceniem nowym doświadczeniem, mogłoby trwać zdecydowanie zbyt krótko. W przedłużeniu czasu spotkania "pomógł" też fakt, że wchodząc w nią czułem zdecydowanie zbyt dużo miejsca dla siebie. A to nie zdarzało mi się ani nigdy wcześniej, ani później. Zaznaczam, że nie jestem ani wybredny, ani też nie odbiegam od normy. Kiedy zadzwonił dzwonek (sygnał oznajmujący koniec spotkania) pobiegła, zapewne do szefa, załatwić jeszcze 5 minut, żeby spotkanie nie zakończyło się bez zakończenia Myślę, że świadczyło to o jej dobrej woli, gdyż takie numery pewnie nie mają tam miejsca. Zapłaciłeś 150zł za pół godziny zamiast 250 za godzinę, a chcesz zostać dłużej, możliwość dopłaty nie istnieje. Trzeba wyłożyć kolejne 150. Jak się później dowiedziałem, taka praktyka jest ogólnie przyjęta w tej branży.
Podsumowując - gdyby ta anielica pracowała w miejscu innym niż klub nocny, z pewnością wróciłbym do niej. Niestety, przyjemność obcowania z bramkarzami i innymi klientami oraz niemożność wcześniejszego sprawdzenia, czy ona rzeczywiście tam jest, spowodowały, że nie poczułem szczególnej chęci powrotu. Nawet do tak pięknej istoty. Ale...przecież tego kwiata jest pół świata! I z tego, co zdążyłem zauważyć, wiele z tych kwiatuszków można wynająć za rozsądną cenę.
A tej nocy uczyniłem wielki krok w dobrą stronę. Wydawałoby się - po prostu zapłaciłem za seks. Ja patrzę na to zupełnie inaczej. Podjąłem jedną z najważniejszych i najtrafniejszych decyzji w życiu. Decyzja ta uratowała mnie od nijakości i postępującej depresji.
O innych pięknych kwiatuszkach, z którymi miałem przyjemność obcować, już wkrótce...

1 komentarz:

  1. Tak,
    coś w tym jest "postępującej depresji"...
    Jestem na podobnym etapie w życiu jak Ty.
    Bez spełnienia w łóżku tak samo trudno żyć
    jak bez partnerki...
    Pojawia się podobne ciśnienie.
    W pierwszym przypadku ciśnienie zasila wewnętrzny wkurw, a w drugim, o tym już Ty piszesz.
    Pozdrawiam,
    Tomek

    OdpowiedzUsuń

włączyłem możliwość "anonimowego" komentowania, żeby nie trzeba było podpisywać się "własnym kontem" - ale za to wprowadziłem moderowanie postów. Treści bardzo nieprzyjazne obraźliwe zachowam tylko dla siebie:)