"Agentura - agencja towarzyska" (Miejski Słownik Slangu)
W pewne sobotnie przedpołudnie, będąc we wcześniej wspomnianym dużym mieście, naszła mnie ochota na małą przygodę.
No dobrze, nie ukrywam, ochota ta nie opuszczała mnie od ostatniego razu. Moja "zapasowa" komórka była już pełna numerów spisanych z internetu z krótkimi notkami, żebym wiedział kto jest kim.
Umówienie się zajęło mi chwilkę, a już po pół godzinie jechałem na czwarte piętro niedużego bloku. Facet, który za mną wsiadł z pieskiem do windy, niestety nie wcisnął żadnego innego przycisku, tylko dziwnie się we mnie wpatrywał. Poczułem się trochę nieswojo, ale przecież nikt mnie tu nie znał. Przez myśl przeszło mi nawet, żeby powiedzieć "jadę do prostytutki na czwartym, pan też?".
Drzwi mieszkania otworzyła mi śliczna, szczuplutka brunetka ubrana w króciutką dżinsową spódniczkę i czerwony stanik. Stan zwątpienia, w który wpadłem dzwoniąc do drzwi, gdy przy sąsiednich stał rower, a przy następnych wózek i stara lodówka, natychmiast minął. Dziewczyna poprowadziła mnie do, na pozór normalnie urządzonego, pokoju. A wtedy w drzwiach pojawiły się trzy inne dziewczyny, a jedna powiedziała "proszę sobie wybrać jedną z nas". Zdębiałem. A więc to tak... to nie żadna "prywatka", ale zakamuflowany burdelik. A ja mam wybrać. Jak w sklepie. I wszystkie dziewczyny patrzą na mnie. Moje oględziny były krótkie. Jedna z pań wyglądała zdecydowanie zbyt staro jak na mnie i moje gusta. Druga miała zbyt dużo kilogramów, a trzecia, oprócz nieatrakcyjnej twarzy i cery, miała olbrzymie braki w uzębieniu, których zdecydowanie nie powinna pokazywać próbując się, jakby nie było, sprzedać.
Odetchnąłem z ulgą, gdy u ich boku stanęła Anielica, która otworzyła mi wcześniej drzwi.
- Ty - szepnąłem nieśmiało, jakbym chciał, by usłyszała to tylko ona. Jakbym nie chciał, by pozostałe panie poczuły się urażone moim wyborem.
Zaprowadziła mnie do łazienki, wskazała prysznic, jeśli chciałbym się odświeżyć, a do ręki dała mi czysty ręcznik. Skorzystałem, a kiedy wyszedłem, ku mojemu zaskoczeniu, pod prysznic weszła ona. Byłem mile zaskoczony taką higieną.
Jej ciało było boskie. Szczuplutka figura, idealne piersi. Jej plecy i jedno ramie zdobił olbrzymi, fachowo wykonany tatuaż. W trakcie krótkiej konwersacji dowiedziałem się, że wcześniej pracowała w Belgii, gdzie dobrze zarabiała, ale musiała wrócić do Polski. Zajmując się mną miała problem z założeniem mi prezerwatywy, co mnie trochę zdziwiło. Co więcej, zapytała, czy może założyć mi dwie. Zdębiałem. Czy dwie prezerwatywy to większe bezpieczeństwo, czy może większe ryzyko? Stawiałbym na znacznie większe ryzyko pęknięcia obu na skutek tarcia dwóch warstw. Ale przystałem na to. Z pewnością dwie gumki spowodują, że nie dojdę zbyt szybko, a to gwarancja dłuższej zabawy. I tak okazało się, że miałem bardzo dobry dzień pod względem możliwości seksualnych. W pewnej chwili pomyślałem nawet, że nie dojdę, ale moja Anielica chętnie zmieniała pozycje i nie dawała po sobie znać, że ma dosyć. W końcu udało się. Byłem tak wykończony fizycznie, że skorzystałem z propozycji jeszcze jednego prysznica, a później ledwie dowlokłem się do samochodu.
Drobne rozczarowanie które poczułem, gdy zorientowałem się, że to nie prywatka a "agenturka" (słowo to poznałem nieco później z pewnego tematycznego forum internetowego), nie popsuło mi nastroju. Wręcz przeciwnie. Po godzinie wspaniałego seksu na pełnych obrotach uznałem, że wybór jaki mi zaoferowano jeszcze zwiększył moje emocje.
poniedziałek, 28 grudnia 2009
niedziela, 20 grudnia 2009
3. Pociąg do raju
Pod wpływem ekstazy, która trwała przez kilka dni od seksu w "night clubie", zacząłem szukać nowych wrażeń. Nigdy wcześniej nie szukałem tego typu anonsów w internecie. A było ich mnóstwo. Zdjęcie, wiek, sylwetka, opis co można a czego nie, cennik. Bardzo długo przymierzałem się i wybierałem. Ze względu na dużą odległość od stolicy regionu - a głównie stamtąd ogłaszały się dziewczyny - musiała to być wyprawa dobrze przemyślana. Ale to żaden problem. Moja była dziewczyna też stamtąd pochodziła. Ponieważ byłem z nią umówiony na jeszcze jedno spotkanie (sam nie wiem do czego miało doprowadzić), postanowiłem resztę wieczoru spędzić ciekawie. Zadzwoniłem do dziewczyny, która wyglądała sympatycznie, umówiłem się na 20.00. Spotkanie z Anią bardzo dłużyło mi się. Ona z pewnością zastanawiała się skąd u mnie taka ekscytacja i stres. A ja, pomimo ciekawej rozmowy, wciąż zerkałem na zegarek. Jak tylko pożegnaliśmy się, popędziłem na drugi koniec miasta. Olbrzymie osiedle, gigantyczne bloki z dziesiątkami klatek schodowych. Czułem olbrzymią tremę. Na trzeźwo wszystko wygląda inaczej. A co, jeśli otworzy mi jakaś kobieta ale okaże się, że to tylko głupi kawał, że to normalne mieszkanie? Ach, nie wspomniałem. Z rozmowy, kiedy umawiałem się na godzinę i dowiadywałem o adres wynikało, że dziewczyna przyjmuje w prywatnym mieszkaniu.
Kiedy zadzwoniłem do drzwi i otworzyła mi ładna, 25-letnia brunetka ze zdjęcia, poczułem, że jednak dobrze trafiłem. Zaprosiła mnie do środka z uśmiechem na ustach, a ja odprężyłem się nieco. Zaproponowała coś do picia, a ponieważ nie wiedziałem, co tak właściwie powinienem zrobić, zgodziłem się na szklankę wody. Zapłaciłem za godzinę, usiedliśmy i zaczęliśmy rozmawiać. Jak podejrzewam, standardowe tematy jakie mogła poruszyć. Pytała jak znalazłem namiar na nią, czy robię to często, czy może zapytać o to czy mam kogoś. Ona opowiadała o sobie - pracuje w szpitalu, mało zarabia, odziedziczyła po babci mieszkanie i postanowiła sobie w nim dorobić. Ale nie stawia na ilość, przyjmuje tylko tych panów, co do których telefonicznie może się przekonać o ich trzeźwości i zachowaniu. A także stałych klientów. Po oględzinach mieszkania i półgodzinnej rozmowie naprawdę jej uwierzyłem. I czułem się fantastycznie myśląc o tym, że ta urocza i przesympatyczna brunetka za chwilę będzie moja. Obiektywnie patrząc była nawet ładna, choć zupełnie nie w moim guście. Gdy teraz ją wspominam, widzę Katarzynę Cichopek. Ten sam typ urody, taka sama figura, piersi, długie, gęste włosy.
W pewnej chwili zerwała się z fotela i powiedziała, że chyba za bardzo się rozgadała, a ja przecież nie za to płacę. Ale z nią to mógłbym po prostu rozmawiać. No dobrze, nie rozmawialiśmy dłużej. W pokoju obok czekał już rozłożony na ziemi gruby materac, a ona zaczęła dobierać się do mnie w taki sposób, że poczułem się jakby rzeczywiście zależało jej na zadowoleniu mnie. Byłem w siódmym niebie.
Kiedy wyszedłem z jej mieszkania czułem się wspaniale. Jeszcze lepiej, niż za pierwszym razem, pewnie dlatego, że byłem trzeźwy i decyzja o zrobieniu tego była dobrze przemyślana. Sam nie wiem, co było lepsze. Seks sam w sobie, czy ten dreszcz emocji związany z szukaniem, umawianiem się z nieznaną mi kobietą. Ale wiedziałem, że wyzwalam się z niewoli mojej chorobliwej nieśmiałości. W kontekście seksu z prostytutkami może to się wydać śmieszne, ale nagle nabrałem pewności siebie, i zmieniłem się pod względem kontaktów towarzyskich. Z pewnością największa zasługa w tym pewnego medykamentu, ale to już zupełnie inna historia, o której być może kiedyś opowiem.
W drzwiach ta przemiła istota zaprosiła mnie na kolejne spotkanie. Pomyślałem, że nie pożałowałbym tego i z każdym spotkaniem miałbym z nią więcej rozkoszy. Ale wiedziałem, że już do niej nie wrócę. Było mi cudownie, ale wracając ominęłaby mnie ta najbardziej ekscytująca część mojego nowego hobby. Pociąg, do którego wsiadłem, jedzie dalej. I na razie nie mam zamiaru wysiadać.
Kiedy zadzwoniłem do drzwi i otworzyła mi ładna, 25-letnia brunetka ze zdjęcia, poczułem, że jednak dobrze trafiłem. Zaprosiła mnie do środka z uśmiechem na ustach, a ja odprężyłem się nieco. Zaproponowała coś do picia, a ponieważ nie wiedziałem, co tak właściwie powinienem zrobić, zgodziłem się na szklankę wody. Zapłaciłem za godzinę, usiedliśmy i zaczęliśmy rozmawiać. Jak podejrzewam, standardowe tematy jakie mogła poruszyć. Pytała jak znalazłem namiar na nią, czy robię to często, czy może zapytać o to czy mam kogoś. Ona opowiadała o sobie - pracuje w szpitalu, mało zarabia, odziedziczyła po babci mieszkanie i postanowiła sobie w nim dorobić. Ale nie stawia na ilość, przyjmuje tylko tych panów, co do których telefonicznie może się przekonać o ich trzeźwości i zachowaniu. A także stałych klientów. Po oględzinach mieszkania i półgodzinnej rozmowie naprawdę jej uwierzyłem. I czułem się fantastycznie myśląc o tym, że ta urocza i przesympatyczna brunetka za chwilę będzie moja. Obiektywnie patrząc była nawet ładna, choć zupełnie nie w moim guście. Gdy teraz ją wspominam, widzę Katarzynę Cichopek. Ten sam typ urody, taka sama figura, piersi, długie, gęste włosy.
W pewnej chwili zerwała się z fotela i powiedziała, że chyba za bardzo się rozgadała, a ja przecież nie za to płacę. Ale z nią to mógłbym po prostu rozmawiać. No dobrze, nie rozmawialiśmy dłużej. W pokoju obok czekał już rozłożony na ziemi gruby materac, a ona zaczęła dobierać się do mnie w taki sposób, że poczułem się jakby rzeczywiście zależało jej na zadowoleniu mnie. Byłem w siódmym niebie.
Kiedy wyszedłem z jej mieszkania czułem się wspaniale. Jeszcze lepiej, niż za pierwszym razem, pewnie dlatego, że byłem trzeźwy i decyzja o zrobieniu tego była dobrze przemyślana. Sam nie wiem, co było lepsze. Seks sam w sobie, czy ten dreszcz emocji związany z szukaniem, umawianiem się z nieznaną mi kobietą. Ale wiedziałem, że wyzwalam się z niewoli mojej chorobliwej nieśmiałości. W kontekście seksu z prostytutkami może to się wydać śmieszne, ale nagle nabrałem pewności siebie, i zmieniłem się pod względem kontaktów towarzyskich. Z pewnością największa zasługa w tym pewnego medykamentu, ale to już zupełnie inna historia, o której być może kiedyś opowiem.
W drzwiach ta przemiła istota zaprosiła mnie na kolejne spotkanie. Pomyślałem, że nie pożałowałbym tego i z każdym spotkaniem miałbym z nią więcej rozkoszy. Ale wiedziałem, że już do niej nie wrócę. Było mi cudownie, ale wracając ominęłaby mnie ta najbardziej ekscytująca część mojego nowego hobby. Pociąg, do którego wsiadłem, jedzie dalej. I na razie nie mam zamiaru wysiadać.
sobota, 19 grudnia 2009
2. Zmarnowane lata
Na początku było pięknie. Walczyłem o uczucia pięknej, inteligentnej dziewczyny. No, może nie pięknej dla mnie, ale statystycznie z pewnością wyjątkowo pięknej, wysokiej blondynki. Inteligentna była na pewno ponadprzeciętnie. Choć w sposób, który mnie irytował. A więc co w niej widziałem? Dopiero teraz to widzę. Tu chodziło o walkę i zwycięstwo. Zdobycie jej uczuć było dla mnie celem samym w sobie. A to przysłoniło mi całą resztę naszego związku. O ile przeciwieństwa podobno się przyciągają, to my na pewno byliśmy wyjątkiem od tego stwierdzenia. W dniu, który nastał po spotkaniu z piękną prostytutką, uzmysłowiłem sobie coś ważnego. I żałuję, że nie zrobiłem tego przynajmniej dwa lata wcześniej. Otóż, dla mnie nie ma przyszłości związek z kobietą, dla której:
1. Najważniejsza w życiu jest kariera.
2. Seks - owszem, po uzyskaniu całkowitej, stuprocentowej pewności, że to ten jedyny. Czyli na pewno nie przed 30-tką. I wcale nie chodzi tu o przekonania religijne. Takie przekonania naprawdę potrafię uszanować.
3. Kiedy już taka pewność będzie, wszystko musi się odbyć w idealny, wypracowany wieloma dyskusjami i kompromisami sposób, w uzgadnianym całymi latami wymarzonym miejscu i czasie. I absolutnie nie zmienia to faktu, że wszystko ma się odbyć spontanicznie.
4. Ślub i dzieci (tak, zawsze chciałem mieć żonę i dzieci!) - po osiągnięciu odpowiedniej pozycji zawodowej. Nawet nie chcę zgadywać, kiedy to u niej nastąpi.
5. Wszystkie jej sukcesy zawodowe powinny być identyczne jak sukcesy partnera życiowego. Ona nie może pozostawać w tyle. Powinna być lekko z przodu, ale też nie za bardzo - przecież nie mogę być w tym związku nieudacznikiem. Gdy jej podwinie się czasem noga - och, przecież jest tylko słabą kobietą.
Zmieniałem się dla niej z każdym dniem. Okłamywałem sam siebie, że ją kocham, że warto, że muszę być takim, jakim ona sobie mnie wymarzyła. Lubić to, co ona lubi.
Aż tu nagle olśniło mnie. Mam być sobą. Chcę żyć, popełniać błędy, zmieniać zdanie i poglądy. Chcę kochać, ale szczerze. Chcę być kochanym takim, jaki jestem. A jeśli nie, to już wolę być sam. Ach, i co być może najważniejsze w kontekście tego bloga. Chcę seksu. Ok, aktualnie nie miałem z kim. Ale przecież można za niego zapłacić, o czym właśnie się przekonałem.
Z Anią spotkałem się jeszcze kilka razy, ale sam nie wiem w jakim celu. Kiedy powiedziałem jej, że to definitywnie koniec, aż się rozpłakałem. Taki szczęśliwy nie byłem od chwili, kiedy powiedziała mi, że chce być ze mną.
Poza tym, co napisałem, nie powiem o niej złego słowa. To fajna dziewczyna o dobrym sercu, ale my razem - to wielka pomyłka. Mógłbym ją naprawdę kochać, ale wyłącznie jako przyjaciel. Szczerze wierzę w możliwość istnienia takiej przyjaźni, ale cóż... nam to niestety nie było dane.
Przez kilka kolejnych miesięcy regularnie rozmawialiśmy na gadu-gadu. O niczym szczególnym. Głównie o pewnych naukowych sprawach. Pewnego razu powiedziała nieśmiało, że zaczęła się z kimś widywać, ale nie chciała wcześniej mówić, żeby mnie nie urazić. Oj, gdybym to ja jej powiedział, co wydarzyło się w moim życiu, z iloma kobietami spotkałem się i jaki charakter miały niektóre z tych spotkań...
1. Najważniejsza w życiu jest kariera.
2. Seks - owszem, po uzyskaniu całkowitej, stuprocentowej pewności, że to ten jedyny. Czyli na pewno nie przed 30-tką. I wcale nie chodzi tu o przekonania religijne. Takie przekonania naprawdę potrafię uszanować.
3. Kiedy już taka pewność będzie, wszystko musi się odbyć w idealny, wypracowany wieloma dyskusjami i kompromisami sposób, w uzgadnianym całymi latami wymarzonym miejscu i czasie. I absolutnie nie zmienia to faktu, że wszystko ma się odbyć spontanicznie.
4. Ślub i dzieci (tak, zawsze chciałem mieć żonę i dzieci!) - po osiągnięciu odpowiedniej pozycji zawodowej. Nawet nie chcę zgadywać, kiedy to u niej nastąpi.
5. Wszystkie jej sukcesy zawodowe powinny być identyczne jak sukcesy partnera życiowego. Ona nie może pozostawać w tyle. Powinna być lekko z przodu, ale też nie za bardzo - przecież nie mogę być w tym związku nieudacznikiem. Gdy jej podwinie się czasem noga - och, przecież jest tylko słabą kobietą.
Zmieniałem się dla niej z każdym dniem. Okłamywałem sam siebie, że ją kocham, że warto, że muszę być takim, jakim ona sobie mnie wymarzyła. Lubić to, co ona lubi.
Aż tu nagle olśniło mnie. Mam być sobą. Chcę żyć, popełniać błędy, zmieniać zdanie i poglądy. Chcę kochać, ale szczerze. Chcę być kochanym takim, jaki jestem. A jeśli nie, to już wolę być sam. Ach, i co być może najważniejsze w kontekście tego bloga. Chcę seksu. Ok, aktualnie nie miałem z kim. Ale przecież można za niego zapłacić, o czym właśnie się przekonałem.
Z Anią spotkałem się jeszcze kilka razy, ale sam nie wiem w jakim celu. Kiedy powiedziałem jej, że to definitywnie koniec, aż się rozpłakałem. Taki szczęśliwy nie byłem od chwili, kiedy powiedziała mi, że chce być ze mną.
Poza tym, co napisałem, nie powiem o niej złego słowa. To fajna dziewczyna o dobrym sercu, ale my razem - to wielka pomyłka. Mógłbym ją naprawdę kochać, ale wyłącznie jako przyjaciel. Szczerze wierzę w możliwość istnienia takiej przyjaźni, ale cóż... nam to niestety nie było dane.
Przez kilka kolejnych miesięcy regularnie rozmawialiśmy na gadu-gadu. O niczym szczególnym. Głównie o pewnych naukowych sprawach. Pewnego razu powiedziała nieśmiało, że zaczęła się z kimś widywać, ale nie chciała wcześniej mówić, żeby mnie nie urazić. Oj, gdybym to ja jej powiedział, co wydarzyło się w moim życiu, z iloma kobietami spotkałem się i jaki charakter miały niektóre z tych spotkań...
1. Pierwszy taki raz...
Pewien zimowy wieczór, a dokładniej gorący wieczór kawalerski najlepszego przyjaciela.
Odbywał się on w jego wynajętym na czas studiów mieszkaniu. Oczywiście punktem głównym programu była wódka, a drugim, obowiązkowym i wyczekiwanym przez wszystkich wydarzeniem, miał być występ striptizerki.
Jej pseudonim artystyczny brzmiał "Kasia". Przybyła w towarzystwie dobrze zbudowanego dżentelmena, który czekał przed drzwiami. Po tańcu, który wzbudził wielkie emocje, opisała w kilku słowach gdzie pracuje, i że nie tylko na taniec można tam liczyć.
Po krótkiej dyskusji załadowaliśmy się do trzech taksówek, gdzie dowiedzieliśmy się, że na podwiezieniu nas do owego "klubu nocnego" taksówkarze skorzystają dodatkowo na mocy umowy z właścicielem tego przybytku.
Na miejscu zastaliśmy zwykłą knajpę ze stolikami, wyróżniał się jedynie bramkarz w drzwiach i rurka w rogu, na której co jakiś czas pokręciła się jedna z pań, co wyglądało, jakby każda miała określony czas dyżurowania.
Po zajęciu przez nas miejsc przy stolikach dosiadły się do nas owe panie. Dowiedzieliśmy się ile kosztuje piwo, ile szampan (nasze towarzyszki dostają premię za namówienie klienta na szampana). Zamówiliśmy po piwie (10zł) i wypytaliśmy o rzeczy takie jak: co tu można robić, ile zarabiają, czy to im się podoba. Dziewczyna z którą rozmawiałem powiedziała, że dla rodziców i znajomych pracuje jako barmanka. Ale jako barmanka nie zarobiłaby 3-4 tys. zł. No i o czym tu rozmawiać z prostytutkami kiedy nie ma się zamiaru korzystać z ich usług.
I wtedy stało się. Zobaczyłem dziewczynę swoich marzeń. A w zasadzie bardzo do niej podobną. Tamta na pewno nie pracowała w tym zawodzie.
Ta twarz i figura kilka lat temu tak wryła mi się w pamięć, że nie mogłem o niej zapomnieć. A tu proszę, bliźniaczka. Niewiele niższa ode mnie, szczuplutka, 19-20 lat, ciemna blondynka z jasnymi pasemkami.
Decyzja zajęła mi 5, może 10 sekund, wliczając w to czas na sprawdzenie zawartości portfela. Akurat miałem 150zł, co dawało mi stuprocentową szansę na pół godziny rozkoszy, bez zbędnych rozmów, randek, starania się, bólu i rozczarowań, gdyby okazało się, że wybranka pragnie pozostać dziewicą do 30 roku życia. A owszem, takie doświadczenia przyniosło mi życie.
Nawiasem mówiąc, sięgając po portfel podjąłem równocześnie decyzję o ostatecznym zerwaniu z Anią. Wprawdzie decyzja ta została już podjęta, to jednak była ona w formie "może tak będzie najlepiej dla nas obojga, zastanówmy się nad tym...", a impreza kawalerska była dla mnie także okazją do odreagowania. Otwierając portfel pomyślałem jeszcze o trzech zmarnowanych latach, ale o tym w skrócie napiszę innym razem.
- Cześć - powiedziałem, nachylając się nad nią. Z niechęcią oderwała wzrok od dobrze ubranego faceta z którym rozmawiała.
- Jestem zajęta.
- Idziemy na górę?
- Aaa, jasne!
"Góra" okazała się jednym z kilku bajecznie urządzonych pokoików z łożem w kształcie serca, delikatnym czerwonym oświetleniem, schludnym prysznicem we wnęce.
Przyznaję, czułem się nieco skrępowany, nigdy wcześniej nie płaciłem za seks, nigdy też nie robiłem tego bez jakichkolwiek uczuć wiążących mnie z partnerką. Ale alkohol we krwi zrobił swoje i już wkrótce siedziałem z nią w łóżku głaszcząc jej idealne, mieszczące się w dłoniach piersi, kształtne pośladki, i tracąc cenne chwile na rozmowę. Ale było mi bardzo miło.
Sam seks też był niczego sobie, alkohol wydłużył spotkanie, które ze względu na moje zauroczenie tą osobą, jak i podnieceniem nowym doświadczeniem, mogłoby trwać zdecydowanie zbyt krótko. W przedłużeniu czasu spotkania "pomógł" też fakt, że wchodząc w nią czułem zdecydowanie zbyt dużo miejsca dla siebie. A to nie zdarzało mi się ani nigdy wcześniej, ani później. Zaznaczam, że nie jestem ani wybredny, ani też nie odbiegam od normy. Kiedy zadzwonił dzwonek (sygnał oznajmujący koniec spotkania) pobiegła, zapewne do szefa, załatwić jeszcze 5 minut, żeby spotkanie nie zakończyło się bez zakończenia Myślę, że świadczyło to o jej dobrej woli, gdyż takie numery pewnie nie mają tam miejsca. Zapłaciłeś 150zł za pół godziny zamiast 250 za godzinę, a chcesz zostać dłużej, możliwość dopłaty nie istnieje. Trzeba wyłożyć kolejne 150. Jak się później dowiedziałem, taka praktyka jest ogólnie przyjęta w tej branży.
Podsumowując - gdyby ta anielica pracowała w miejscu innym niż klub nocny, z pewnością wróciłbym do niej. Niestety, przyjemność obcowania z bramkarzami i innymi klientami oraz niemożność wcześniejszego sprawdzenia, czy ona rzeczywiście tam jest, spowodowały, że nie poczułem szczególnej chęci powrotu. Nawet do tak pięknej istoty. Ale...przecież tego kwiata jest pół świata! I z tego, co zdążyłem zauważyć, wiele z tych kwiatuszków można wynająć za rozsądną cenę.
A tej nocy uczyniłem wielki krok w dobrą stronę. Wydawałoby się - po prostu zapłaciłem za seks. Ja patrzę na to zupełnie inaczej. Podjąłem jedną z najważniejszych i najtrafniejszych decyzji w życiu. Decyzja ta uratowała mnie od nijakości i postępującej depresji.
O innych pięknych kwiatuszkach, z którymi miałem przyjemność obcować, już wkrótce...
Odbywał się on w jego wynajętym na czas studiów mieszkaniu. Oczywiście punktem głównym programu była wódka, a drugim, obowiązkowym i wyczekiwanym przez wszystkich wydarzeniem, miał być występ striptizerki.
Jej pseudonim artystyczny brzmiał "Kasia". Przybyła w towarzystwie dobrze zbudowanego dżentelmena, który czekał przed drzwiami. Po tańcu, który wzbudził wielkie emocje, opisała w kilku słowach gdzie pracuje, i że nie tylko na taniec można tam liczyć.
Po krótkiej dyskusji załadowaliśmy się do trzech taksówek, gdzie dowiedzieliśmy się, że na podwiezieniu nas do owego "klubu nocnego" taksówkarze skorzystają dodatkowo na mocy umowy z właścicielem tego przybytku.
Na miejscu zastaliśmy zwykłą knajpę ze stolikami, wyróżniał się jedynie bramkarz w drzwiach i rurka w rogu, na której co jakiś czas pokręciła się jedna z pań, co wyglądało, jakby każda miała określony czas dyżurowania.
Po zajęciu przez nas miejsc przy stolikach dosiadły się do nas owe panie. Dowiedzieliśmy się ile kosztuje piwo, ile szampan (nasze towarzyszki dostają premię za namówienie klienta na szampana). Zamówiliśmy po piwie (10zł) i wypytaliśmy o rzeczy takie jak: co tu można robić, ile zarabiają, czy to im się podoba. Dziewczyna z którą rozmawiałem powiedziała, że dla rodziców i znajomych pracuje jako barmanka. Ale jako barmanka nie zarobiłaby 3-4 tys. zł. No i o czym tu rozmawiać z prostytutkami kiedy nie ma się zamiaru korzystać z ich usług.
I wtedy stało się. Zobaczyłem dziewczynę swoich marzeń. A w zasadzie bardzo do niej podobną. Tamta na pewno nie pracowała w tym zawodzie.
Ta twarz i figura kilka lat temu tak wryła mi się w pamięć, że nie mogłem o niej zapomnieć. A tu proszę, bliźniaczka. Niewiele niższa ode mnie, szczuplutka, 19-20 lat, ciemna blondynka z jasnymi pasemkami.
Decyzja zajęła mi 5, może 10 sekund, wliczając w to czas na sprawdzenie zawartości portfela. Akurat miałem 150zł, co dawało mi stuprocentową szansę na pół godziny rozkoszy, bez zbędnych rozmów, randek, starania się, bólu i rozczarowań, gdyby okazało się, że wybranka pragnie pozostać dziewicą do 30 roku życia. A owszem, takie doświadczenia przyniosło mi życie.
Nawiasem mówiąc, sięgając po portfel podjąłem równocześnie decyzję o ostatecznym zerwaniu z Anią. Wprawdzie decyzja ta została już podjęta, to jednak była ona w formie "może tak będzie najlepiej dla nas obojga, zastanówmy się nad tym...", a impreza kawalerska była dla mnie także okazją do odreagowania. Otwierając portfel pomyślałem jeszcze o trzech zmarnowanych latach, ale o tym w skrócie napiszę innym razem.
- Cześć - powiedziałem, nachylając się nad nią. Z niechęcią oderwała wzrok od dobrze ubranego faceta z którym rozmawiała.
- Jestem zajęta.
- Idziemy na górę?
- Aaa, jasne!
"Góra" okazała się jednym z kilku bajecznie urządzonych pokoików z łożem w kształcie serca, delikatnym czerwonym oświetleniem, schludnym prysznicem we wnęce.
Przyznaję, czułem się nieco skrępowany, nigdy wcześniej nie płaciłem za seks, nigdy też nie robiłem tego bez jakichkolwiek uczuć wiążących mnie z partnerką. Ale alkohol we krwi zrobił swoje i już wkrótce siedziałem z nią w łóżku głaszcząc jej idealne, mieszczące się w dłoniach piersi, kształtne pośladki, i tracąc cenne chwile na rozmowę. Ale było mi bardzo miło.
Sam seks też był niczego sobie, alkohol wydłużył spotkanie, które ze względu na moje zauroczenie tą osobą, jak i podnieceniem nowym doświadczeniem, mogłoby trwać zdecydowanie zbyt krótko. W przedłużeniu czasu spotkania "pomógł" też fakt, że wchodząc w nią czułem zdecydowanie zbyt dużo miejsca dla siebie. A to nie zdarzało mi się ani nigdy wcześniej, ani później. Zaznaczam, że nie jestem ani wybredny, ani też nie odbiegam od normy. Kiedy zadzwonił dzwonek (sygnał oznajmujący koniec spotkania) pobiegła, zapewne do szefa, załatwić jeszcze 5 minut, żeby spotkanie nie zakończyło się bez zakończenia Myślę, że świadczyło to o jej dobrej woli, gdyż takie numery pewnie nie mają tam miejsca. Zapłaciłeś 150zł za pół godziny zamiast 250 za godzinę, a chcesz zostać dłużej, możliwość dopłaty nie istnieje. Trzeba wyłożyć kolejne 150. Jak się później dowiedziałem, taka praktyka jest ogólnie przyjęta w tej branży.
Podsumowując - gdyby ta anielica pracowała w miejscu innym niż klub nocny, z pewnością wróciłbym do niej. Niestety, przyjemność obcowania z bramkarzami i innymi klientami oraz niemożność wcześniejszego sprawdzenia, czy ona rzeczywiście tam jest, spowodowały, że nie poczułem szczególnej chęci powrotu. Nawet do tak pięknej istoty. Ale...przecież tego kwiata jest pół świata! I z tego, co zdążyłem zauważyć, wiele z tych kwiatuszków można wynająć za rozsądną cenę.
A tej nocy uczyniłem wielki krok w dobrą stronę. Wydawałoby się - po prostu zapłaciłem za seks. Ja patrzę na to zupełnie inaczej. Podjąłem jedną z najważniejszych i najtrafniejszych decyzji w życiu. Decyzja ta uratowała mnie od nijakości i postępującej depresji.
O innych pięknych kwiatuszkach, z którymi miałem przyjemność obcować, już wkrótce...
Subskrybuj:
Posty (Atom)